Renato, wyrastałyśmy w środowisku sprzyjającym rozwojowi. Wspaniali rodzice, rzetelni nauczyciele.
A bibliotekarze? Jak spojrzeć w przeszłość, to odrębny, wręcz nieziemski gatunek ludzi. Oni świadczyli swoim bezgranicznym oddaniem, że w książkach jest zaklęty skarb.
Oddaliby ostatnią parę swoich butów, własny kąt, byleby tylko czytelnicy wyszli zadowoleni i bogatsi.Ratowali księgozbiory z narażeniem własnego życia.
Nas,dzieci, bibliotekarka (oprócz rodziców!) uczyła szacunku do słowa drukowanego, dbałości o stan książki. Dlatego szokiem dla mnie było, gdy ujrzałam zdewastowaną przez mojego krewniaka z podstawówki encyklopedię podręczną. Wycięte żyletką obrazki, potrzebne do gazetki szkolnej! Myślałam przez moment, że przede mną stoi potwór! Chłopak ten wtedy jeszcze nie znał żadnej biblioteki. Potem na szczęście ojciec go ucywilizowł
.
Krzyśku: Tak jest, zgadłeś
. Oczywiście, że przeładunek w Jędrzejowie miał miejsce !
(Stąd wzięło się uporczywie ponawiane pytanie: "Gdzie?" Czułam, że miejsce potraficie odtworzyć z pamięci .....i nie myliłam się
).
Dzięki Twojej odpowiedzi "ujrzałam" oczyma wyobraźni i dopełniłam relację mojego krewnego, który przecież pracował wtedy na PKP.
Krzysiek, "tymi ręcami" przeniesiono 20 ton książek, bo były luzem. Pełen wolontariat. Nikt za pracę grosza nie wziął.
Szczególne podziękowania i wdzięczna pamięć dla radzieckiego komendanta, który wyrwał kryte wagony ze składów dla wojska ( wciąż trwało dorzynanie armii niemieckich). Tak właśnie się stało, że ten inteligentny dowódca zrozumiał pilność i wagę sprawy.