Modlitwa za Jędrzejów

Z Wielkopolski do Jędrzejowa - sentymentalny powrót do przeszłości

(artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Gazety Jędrzejowskiej)

Wszechmogący Boże, który znasz radość, smutek, łzy i cierpienie człowieka, pokornie proszą, aby Ci którzy zasłużyli na wdzięczność i dobrą pamięć, i choć większość odeszła już z tego świata, cieszyli się Twoją łaską w niebie, a żyjący i ich potomni doświadczają Twojej dobroci tu na Ziemi Jędrzejowskiej i wszędzie, gdzie przebywają. Dla miasta Jędrzejów o Dobry Boże proszę o łaskę chwały i dobrą przyszłość.
Amen.


Poniżej drukujemy list Marka Urbana z Poznania, którego matka w czasie wojny znalazła się w Jędrzejowie w grupie przesiedleńców z Wielkopolski. Opisuje w nim jej wspomnienia z pobytu w Jędrzejowie i powrót do miasta po latach.

Miałem wątpliwości czy ten od dawna planowany wyjazd do Jędrzejowa dojdzie do skutku, w tej sprawie byłem nastawiony sceptycznie. Pamiętam, że zamiar ten już kilka razy odsuwano na później, zawsze z winy wuja Albina, tak stało się i tym razem. Myślę, że nie miał odwagi wracać do przeszłości. Było lato, ostatnie ubiegłego wieku. Teraz siostry okazały się stanowcze i mocno podekscytowane znalazły się w przedziale pociągu, który z każdą chwilą przybliżał ich do celu podróży. Rytmiczny stukot kół i nocna pora zadziałały usypiająco na pasażerów, wkrótce w przedziale zapanowała cisza. Nie spała, nareszcie mogła uspokoić myśli, które uparcie wybiegały do tamtych dni.


Powrót do tamtych dni

Nagle pojawia się dom rodzinny, na zewnątrz hałas i szczekanie psów, na podwórze wbiegają żołnierze niemieccy z karabinami gotowymi do strzału, wjeżdża motocykl z dowódcą. W domu przerażenie, walą kolbami karabinów w drzwi, wyrzucają wszystkich na zewnątrz. Niemiec odczytuje treść rozporządzenia o nakazie wysiedlenia, czas opuszczenia domu 15 min. Mama płacze, krzyczy że ma małe dzieci, lecz zostaje uderzona w twarz i brutalnie odepchnięta, na pomoc biegnie dziadek, lecz i jego spotyka ten sam los.

Niemcy bezwzględnie realizują plan zgodnie z posiadaną listą. Wielka liczba rodzin pędzonych w kolumnie dociera do więzienia we Wronkach, później zgrzyt zamka w drzwiach i „świat się zamknął". Dwa dni bez jedzenia i picia, zimno okropnie, nie zabrali jedzenia na drogę jak nakazywało rozporządzenie, lecz kto „miał do tego głowę". Słyszy głośny, płucny kaszel dziadka, narasta niepokój o jego życie. Wybucha histerycznym płaczem, wali w drzwi tak długo, aż zjawia się celnik. Spogląda litościwie i wbrew przepisom wyprowadza dziecko.

Jest noc zaraz będzie świtać, idą pustymi o tej porze ulicami, wchodzą do piekarni, nareszcie ciepło i pachnie chlebem, Boże jak pachnie. Niemiec w kilku słowach wyjaśnia cel wizyty... Piekarz wkłada do dużej papierowej torby trzy bochny chleba, kilka drożdżówek oraz smalec i marmoladę. Powrót do celi, on próbuje coś powiedzieć, lecz brakuje słów... Stacja kolejowa, załadunek do „bydlęcych wagonów", krzyki, płacz kobiet i dzieci oraz szczekanie psów bojowych podszczuwanych na ludzi.


Jędrzejów, kochany Jędrzejów

Zima w 1939r. była wyjątkowo mroźna, jechali w nieznane, byli głodni zziębnięci i sponiewierani. Przez chwilę jej serce niebezpiecznie zakołatało w piersi, ogarnęło ją silne wzruszenie. Miała w pamięci płacz dziecka, które matka usiłowała bezskutecznie utulić. Ta dzielna kobieta suszyła pieluchy malca na piersiach, wkładając je pod swoją odzież. W oczach zakręciły się łzy, swego wzruszenia nie mogła i wcale nie chciała tłumić, pozwoliła łzom popłynąć po policzkach.

Jędrzejów, kochany Jędrzejów, ulica Pińczowska, dom ze skalnych łupków oraz klasztor i „ochronka" tam chodziła, gdy była głodna. Otrzymała nadzieję, że świat nie jest do końca zły... Później dobrzy ludzie przygotują ją do Pierwszej Komunii Św. uszyją białą sukienkę i pończochy z białych bandaży opatrunkowych...

* * *

Szły obok siebie milcząc, droga wiodła ich kroki prosto na cmentarz jędrzejowski. Joanna utykała, właśnie teraz dały o sobie znać schorzenia reumatyczne i kostne oraz niewygodne „niedzielne" buty.

Za bramą cmentarza przyśpieszyła nagle kroku, znów jak wtedy była tą małą chudą, niedożywioną dziewczynką, która niosła polne i ogrodowe kwiaty na grób swego dziadka.


Napisz i podziękuj

Piszę te słowa na prośbę mojej nieżyjącej już matki Aleksandry, która jeszcze przed śmiercią zobowiązała mnie do napisania paru słów podziękowania za ofiarną pomoc dla wysiedlonych w 1939r. z Ziemi Wielkopolskiej Polaków, „groźnych i niebezpiecznych dla Rzeszy Niemieckiej". Były to głównie rodziny powstańców wielkopolskich, którzy tu u Was znaleźli swój dom, życzliwą pomoc i solidarność ludzką w tych tragicznych czasach. Mam teraz przed sobą zdjęcie z Jędrzejowa z Pierwszej Komunii Św. Spogląda na mnie moja mama dziesięcioletnia dziewczynka, obok ksiądz siedzący w fotelu pod wielkim drewnianym krzyżem.

Napisz mówiła... - A dlaczego ja, nie wiem czy potrafię - próbowałem pozbyć się zadania. (Obyś pisał do gazet brzmi to jak przekleństwo, jak życzenie choroby, parafrazując znane powiedzenie)

Teraz wiem jaki to trudny zawód dziennikarz. Jednak opisałem to, w szerszym kontekście rodzinnym i historycznym, tak tragicznym dla losów Polski porozbiorowej, tu na wielkopolskiej prowincji. Całość nosi tytuł: W cieniu wielkiego dębu - opowiadania dla Małgosi i jest pisana w celu utrwalenia pamięci rodzinnej. Opisałem również pewne wydarzenia z ich pobytu w Jędrzejowie od początku wysiedlenia, aż do wyzwolenia przez Armię Czerwoną i powrotu do domu rodzinnego.

Teraz kiedy to już się stało i prośba zostanie spełniona przychodzi do mnie uspokojenie.

Z wyrazami szacunku

Marek Urban
List opublikowany w nr 9 Gazety Jędrzejowskiej, 28 lutego 2008r.


img

Jesienią 1939 r. w Wielkopolsce na szeroką skalę rozpoczęto prześladowania Polaków. Wielu z nich zamordowano, a tysiące, całymi rodzinami, wysiedlono do Generalnej Guberni. Początkowo wysiedleńcy przebywali w więzieniu we Wronkach, a stamtąd bydlęcymi wagonami, bez jedzenia, picia, przez zimowe dni wieziono ich w nieznane. Kobiety z dziećmi jechały oddzielnie, a oddzielnie mężczyźni. Nikt nie wiedział, co się dzieje z jego bliskimi, ani dokąd zostaną przewiezieni.

Część wysiedleńców z Wielkopolski, w tym ostatni przywódca trzeciego powstania śląskiego Kazimierz Zenkteller, trafiła do Jędrzejowa, gdzie musieli urządzić życie od nowa, poszukać mieszkania i pracy.

Mieszkańcy miasta patrzyli na nich na początku trochę dziwnie, gdyż wszyscy umieli dobrze mówić po niemiecku. Musiało upłynąć trochę czasu, zanim przekonali się do nich.

Pomoc dla Wielkopolan organizowali m.in. ks. Teofil Jabłoński, ks. Stanisław Warchala, ks. Zygmunt Cieślik. W ochronce, gdzie obecnie znajduje się ognisko wychowawcze „Caritas", był na przykład punkt wydawania posiłków.

Wielu wysiedlonych zmarło w Jędrzejowie. Ich groby znajdują się na cmentarzu Św. Trójcy.

W 2002 r. w Jędrzejowie przebywała grupa mieszkańców Wielkopolski ze Zrzeszenia Dzieci Wronieckich CEL. To była podróż do lat dzieciństwa, ciężkiego, bo z czasów okupacji, ale pełna wzruszeń. Wtedy byli dziećmi, mieli od kilku tygodni do 15 lat, niektórzy urodzili się właśnie tutaj, w Jędrzejowie. Na zdjęciu: Grupa Wielkopolan przed kościołem Św. Trójcy. Z lewej Janina Górecka z Jędrzejowa, której teściowa pomagała wysiedleńcom.