Gałkaciąg dalszy
Przed laty na Gałce, do której przystęp już z powodu gąszczu lasów, już to błotnistego położenia nizin przyległych, już wreszcie stromych brzegów góry był utrudniony osiedlili sie zbójcy. Zbójcy, do których wiersz nieśmiertelnego poety można zastosować.
"Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem: miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława,"
Wystawili sobie na rzeczonej Gałce murowany loch podziemny, który był opatrzony wyjściem na różne strony. Do znoszenia kamieni na wystawienie wspomnianego lochu użyto ze wsi Tarnawy wieśniaka, którego zbójcy złapali, gdy razu pewnego już w noc zapadłą powracał z wołami z jarmarku z miasta Jędrzejowa.
Nasz chłopek z górą przez dwa lata pełnił tam ciężką posługę, a choć mu na niczem nie zbywało, choć picia i jadła miał po uszy, to jednak tęsknota za rodzinną strzechą, za ukochaną żoną i dziateczkami nie korzystnie oddziaływała na jego zdrowie. Postanowił przeto znieść swe prośby do panów zbójców, aby go udarowali wolnością.
Upatrzywszy sobie odpowiednią chwilę, kiedy cała banda obsiadła w krąg ognisko i plugawemi piosnkami usiłowała zagłuszyć wyrzuty sumienia i rozpędzić z lic swoich czarną chmurę trosk, z bojaźnią zbliża się nieszczęśliwy chłopek, staje przed nimi i powtarza ułożoną już prośbę.
Zbójcy wysłuchawszy o co chodzi, zrazu nie chcieli sie przychylić do prośby Tarnawiaka, ale kiedy ten powtórnie ponowił swe prośby, drżącym i błagalnym głosem, kiedy ujrzeli perły łez osiadłych na jego powiekach i spostrzegli zmarszczki trosk co ułożyły w fałdy jego czoło, wtedy zdawało się, że litość odniosła zwycięztwo nad nieczułością.
Biednemu Tarnawiakowi zdawało się, że cały świat nuci mu pieśń radości, że cała przyroda cieszy się i wypowiada hymn wesela z powodu jego uwolnienia. Szelest gałęzi drzew, powiew wiatru, chrzęst traw i śpiew leśnych mieszkańców, zdawały się rozpowiadać jego szczęście. Wyobraźnia stawia mu żywo przed oczy obraz chaty, widzi już biegnące na przywitanie z wyciągniętemi rączętami dziatki, czuje ciepły uścisk ukochanej małżonki - krew zastygła żwawiej płynie w żyłach i barwą róży znaczy spłowiałe lica...
O! chwilo szczęścia jakżeś zwodniczą dla wszystkich smiertelników! Zaledwie nektar twej słodyczy przyłoży człowiek do ust swoich, jeszcze go nie pokosztuje, aliści przeciwność wytrąca go na zawsze...
Niezrozumiałym językiem dla Tarnawiaka prowadzą zbójcy pogawędkę - snać coś ważnego waży się o jego losie, bo długą wiodą naradę... przeczucie jakieś złowrogie strachem napełnia jego serce i promień szczęścia, co chwilowo jasnem światłem błysnął przed jego wzrokiem znów zanurzył się w straszną ciemność... Nie omylił się, przeczucie go nie zawiodło...
Zbójcy wiedzeni obawą, aby ich Tarnawiak nie zdradził, poderżnęli mu gardło, następnie napełniwszy złotem, wóz nieboszczyka, takowy wraz z wołami i trupem, wyprowadziwszy na drogę puścili do domu...
Cdn.