Lechu, pokazywano mi wszystkie pomieszczenia piekarni , mieszczące się w tym parterowym budynku. Oglądałam je pod koniec lat sześćdziesiątych XX w.. Szczególnie zafascynował mnie piec chlebowy i duże sita wykonane z włosia z obręczami drewnianymi do przesiewania mąki oraz mosiężne wagi z odważnikami, a także różnej wielkości moździerze. Pamiętam wyrobiony już drewniany blat stołu mieszczącego się przy oknie, nad którym zwieszała się lampa z jedną żarówką. Pieczywo formowano i wypiekano przeważnie nocą, by wczesnym rankiem sprzedawać jeszcze ciepły chleb.
Tuż po wojnie piekarnię odwiedzały rozmaite kontrole.
Pewnego razu kontrolerzy przybyli nocą. Musieli udać się do właścicielki pod nr 3, bo w piekarni pod nrem 4 było ciemno i drzwi zamknięte.
Pracował tam jednak legalnie na nocnej zmianie pomocnik piekarski. Cicho otworzone drzwi i przyciszona rozmowa nie przerwały mu pracy.
Nie odpowiedział na pozdrowienie, ani nie odwrócił głowy w stronę nieoczekiwanych gości.
Właśnie stał przy stole i robił bułki. Oczy miał zamknięte. Jeden z kontrolerów poruszył więc dłonią tuż przed jego oczyma. Nie było żadnej reakcji
.
Okazało się, że ów pracownik posiadł pewną umiejętność (być może wyniesioną z wojska?) Zgasił światło, by go nie raziło
i drzemał, stojąc oparty o blat, co nie przeszkadzało mu jednocześnie lepić bułek i układać je na dużej tacy
.
Po chwili obserwowania wykonywanych przez sen czynności, komisja sprawdziła na wadze gramaturę produktu. Rezultat wywołał zdumienie, bo wszystkie bułki miały prawidłową , zgodną z przepisami wagę. Nie były ani lżejsze, ani cięższe, tylko w sam raz !
Jednak pracownik został mimo to obudzony i pouczony, żeby nie spał w pracy, bo wobec wystąpienia jakichkolwiek nieoczekiwanych wydarzeń sama rutyna nie wystarczy, aby mógł szybko i prawidłowo zareagować.
Przeprosił więc, obiecał poprawę i sprawa ta nie miała żadnych dalszych konsekwencji ani dla niego ani dla piekarni.