Specjalna troska władzy carskiej o Kościół widoczna od wizyty cara Aleksandra I w Warszawie w listopadzie 1815r., zaowocowała szeregiem dekretów królewskich b.szybko, bo już 6/18 marca 1817r.( datowanie wg dwóch kalendarzy), a więc niecałe dwa lata od utworzenia Królestwa Polskiego!
Zbiór owej troski pod ogólną nazwą Statut Organicznego Duchowieństwa zawiera pewien poruszający tytuł:
"O stopniu dozoru i opieki rządu nad duchowieństwem rzymskokatolickim i funduszami przez nich posiadanymi."
Ponoć był tajny, ale zyskał potężną siłę rażenia, bo go ubogacano, a to wynegocjowaną bullą papieską, a to kolejnymi przepisami zaciskającymi pętlę na szyi "buntowszczikow".
Systematycznie i konsekwentnie, z niewielkimi poluzowaniami w trakcie. Coś jak w powiedzeniu - jak kto chce psa uderzyć to zawsze kij znajdzie.
Była to więc polityka przemyślana i zawsze ukierunkowana na umocnienie władzy państwowej.
W wizji tej nie miał szans ostać się żaden podmiot niezależny ekonomicznie czy decyzyjnie.
Jeśli próbowałby myśleć po swojemu, to w Imperatorskiej Akademii Duchownej, kształcącej duchowieństwo także dla Kongresówki robiono mu pranie mózgu, a wreszcie uaktywniała się carska Ochrana.
Cel miano jeden: wychować lojalnych obywateli, pozbawionych wiedzy o własnej historii, gardzących nią, podporządkowanych umysłowo i emocjonalnie imperium, któremu wiernie powinni służyć.
Jak wielu ludzi zostało ukształtowanych zgodnie z zamysłem władz świadczą do dziś przebogate archiwa Petersburga. A jednak nie wszystkich przerobiono.
Na szczęście seminariów było więcej. Popatrzmy choćby na Sandomierskie Seminarium Duchowne.
Kiedy rozpędzono Kieleckie to właśnie stamtąd Jędrzejów otrzymał w 1901 r. młodego ks.Jana Golędzinowskiego, a on...zaczął od podstaw. Uczył jędrzejowską dzieciarnię historii prawdziwej i języka polskiego. Pewnie też znał starą piosenkę wspominającą realia średniowiecznej szkółki przyklasztornej: "Ojciec Wergiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje!
Hejże dzieci, hejże ha, hejże ha , hejże ha,
róbcie wszystko to co ja, to co ja, hej!"
No i dzieci wyrosły, a chłopaki uciekały z domów do legionów.I tak niemożliwe stało się możliwym.