WIĘZIEŃ Henryk PAWLIK vel Hieronim PIASECKI
Wymiary oryginału 15 x 9 cm, napisany po 22.10.1945r. |
Dopiero niedawno zrozumiałam, jak fragmentaryczne miałam informacje, a przez to również błędne wyobrażenie o 18 miesiącach, jakie mój ojciec, Hieronim Piasecki, spędził w więzieniu w latach 1945-1947.
Więzienie to jest czas upodlenia człowieka, złamania jego psychiki, fizycznego wyniszczenia, szczególnie w tamtych czasach i w stosunku do więźniów politycznych, choć ten status oficjalnie nie funkcjonował. Nic dziwnego, że w domu rzadko padały jakieś odniesienia do tego okresu, zwykle a propos jakiś aktualnych wydarzeń. Trudno było z tych kawałków złożyć jakąś sensowną całość. Pomógł mi przypadek. Kilka lat temu, szukając w papierach mamy dokumentów o jej bracie Henryku Fałkowskim, natknęłam się na złożony kilkukrotnie kawałek pożółkłego papieru, nie większy niż standardowy znaczek pocztowy. Wypełniony obustronnie drobnym pismem Hieronima liścik okazał się grypsem przeznaczonym dla Stanisławy Fałkowskiej .
Z wypiekami na twarzy przeleciałam wzrokiem po tekście. Nie mogłam uwierzyć, że ten cenny karteluszek, zapomniany zarówno przez nadawcę, jak i adresata, zachował się wśród innych listów. Zajęło mi trochę czasu odszyfrowanie tekstu napisanego ołówkiem na dość śliskim papierze; w dużym stopniu zatartego w miejscu, gdzie po złożeniu był narażony na kontakt z palcami. Jednak to nadal było za mało, żeby przedstawić przebieg wydarzeń, które doprowadziły do aresztowania i skazania mojego ojca. Dopiero po napisaniu trzech artykułów na temat1 jego działalności w AK, opublikowanych na stronach Andreovia.pl: Referat VI – prasowy Jędrzejowskiego Obwodu AK, Dwa zamachy na Kappa, Niech pamięć o nich nie zaginie, kiedy przyszedł czas na przedstawienie czwartego, końcowego aktu, zmobilizowałam się, żeby złożyć wniosek do IPN-u o udostępnienie dokumentacji Hieronima Piaseckiego. Dostałam ją do ręki dopiero na początku grudnia 2020r. Rekonstrukcja wydarzeń oparta jest na tych trzech źródłach i uzupełniona lekturą książek na interesujący mnie temat oraz wycinkami z gazet skrzętnie zachowanymi przez samego Hieronima Piaseckiego.
Skąd w tytule znalazł się Henryk Pawlik? Ponieważ w książce na temat więzienia we Wronkach w okresie stalinowskim, która zawiera alfabetyczny wykaz 7183 osób tam więzionych w latach 1945-1948, nie ma Piaseckiego Hieronima, natomiast figuruje zapis zgodny z kartoteką skazanych, czyli „Pawlik Henryk vel Piasecki Hieronim”, co jest o tyle dziwne, że ujawnił swoje prawdziwe nazwisko jeszcze podczas przesłuchania w areszcie śledczym w Kielcach i został skazany, a następnie przekazany do więzienia we Wronkach jako Piasecki, a nie Pawlik. Trochę zamieszania wprowadza imię. Choć w dokumentach miał Hieronim, to od zawsze wołano na niego Heniek.
Jeszcze zanim 14 stycznia weszła do Jędrzejowa Armia Radziecka, Hieronim Piasecki ps. „Zola”, został oddelegowany w ślad za swoim przełożonym mjr Stefanem Gądzio ps. „Kos” do pracy w Wydziale VI Okręgu Radomsko-Kieleckiego (Biuro Informacji i Propagandy), co wiązało się z przeniesieniem do Kielc. Na czele Referatu VI w Jędrzejowie stanęła dotychczasowa zastępczyni „Zoli” Stanisława Fałkowska ps. „Krysta”, która razem z małżeństwem Jęczmyków, Kazimierzem i Reginą, oraz Danutą Kajderowicz redagowała i wydawała tygodnik „W marszu” i dwutygodnik „Pod wschodni wiatr” do momentu rozwiązania Armii Krajowej, tj. 19 stycznia 1945r.
Oficjalne złożenie broni przez dowództwo AK nie oznaczało zaprzestania walki o Polskę suwerenną, niezwiązaną sojuszem ze Związkiem Radzieckim, który narzucał nowy ustrój państwa. AK przekształciła się w organizację NIE, a po ustaniu działań wojennych w Europie w Delegaturę Sił Zbrojnych, działającą do 6.08.1945r. Najpotężniejszym orężem w tej walce była propaganda antykomunistyczna, drukowanie i kolportowanie wiadomości w formie gazetek, ulotek czy broszur. Dotarcie do jak największej grupy ludzi z informacjami przedstawiającymi tzw. armię wyzwoleńczą jako faktycznego najeźdźcę kraju było arcyważnym zadaniem i może jedynym mającym szanse powodzenia, by dać Polakom szansę na samostanowienie.
Hieronim Piasecki ps. Zola |
Stefan Gądzio ps. Kos |
Niedaleko dworca kolejowego w Kielcach, w piwnicy domu przy ul. Składowej 14 mieściła się drukarnia Wydziału VI. To tam „Kos” i „Zola”, oficjalnie posługujący się jeszcze wystawioną przez siebie kenkartą na nazwisko Henryk Pawlik, powielali pismo „Sprawy Polskie” o treści antykomunistycznej (2 razy w tygodniu w nakładzie 240 egzemplarzy), wcześniej wychodzące pod nazwą „Wiadomości bieżące” oraz wydawali dwie broszury „Powstanie Warszawskie” (autor nieznany, wg Piaseckiego był opracowany przez kogoś ze sztabu Bora-Komorowskiego) i „Katyń” – raport dra Mariana Wodzińskiego2, który jako biegły sądowy kierował komisją techniczną Polskiego Czerwonego Krzyża podczas ekshumacji zwłok w Katyniu (29.IV-3.VI.1943). Wiosną 1945r. Wodziński ukrywał się na Kielecczyźnie. Prawdopodobnie wtedy przekazał kopię swojego raportu „Kosowi”, który miał możliwości techniczne, by go powielić w dużym nakładzie oraz siatkę skrzynek prasowych i łączniczek gotowych rozprowadzić raport na terenie Okręgu Radomsko-Kieleckiego, Krakowskiego i Częstochowskiego. Kilka miesięcy później Wodzińskiemu udało mu się przedostać na Zachód, gdzie w 1947r. jego raport opublikowano w książce Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów. Można śmiało zaryzykować tezę, że wydanie raportu w kieleckiej piwnicy było pierwszym, które jednak chyba w całości (nakład 3.000 egz.) poszło na przemiał. Piszę chyba, bo łudzę się, że może w zakamarkach czyjegoś mieszkania lub tajnego archiwum leży sobie choć jeden jego egzemplarz – broszura formatu A5, drobny druk.
W sobotę, 4 sierpnia 1945r., duża partia obu broszur jest już gotowa do przekazania do dystrybucji. Ze względów bezpieczeństwa adres na ul. Składowej znają tylko trzy sprawdzone kilkuletnią współpracą w konspiracji w Jędrzejowie osoby: „Kos”, „Zola” i „Krysta”. „Kos” wychodzi stamtąd około południa, zabierając ze sobą część broszur (chyba wkłada je do teczki, mężczyzna z teczką nie rzuca się w oczy) i udaje się do mieszkania przy ul. Kilińskiego 23, niedaleko katedry, które od 1941r. służy za skrzynkę prasową AK. W mieszkaniu jest kocioł. „Kos” wpada w ręce UB. Wyprowadzenie „Kosa” przez funkcjonariuszy bezpieki nie umyka uwagi sąsiadów. Toteż, kiedy jakiś czas potem zdąża w tym samym kierunku „Krysta” z torbami na zakupy wypchanymi nielegalnymi broszurami, sąsiedzi wysyłają swojego kilkuletniego syna, by ją ostrzegł. „Krysta” z bijącym sercem przechodzi obok bramy 23, skręca za róg i oddala się. Nie wiem, jak się pozbyła trefnego towaru, ale do Jędrzejowa wraca już z pustymi rękoma. Pakuje najniezbędniejsze rzeczy i wyjeżdża do siostry do Ząbkowic Śląskich, a wkrótce potem dołączy we Wrocławiu do grupy Jędrzejowiaków, byłych żołnierzy AK, którzy już wcześniej zamknęli wojenny rozdział w swoim życiu i przyjechali tu na studia.
O godzinie 14.30 ubowcy przychodzą po „Zolę”, który jest kompletnie zaskoczony nagłym wtargnięciem bezpieki. Jeszcze długo nie będzie miał pojęcia, jak udało się ubekom namierzyć ich tajną drukarnię. Nie wiedział o aresztowaniu „Kosa” aż do 22 października. Jak przypuszcza Heniek w grypsie, w trakcie brutalnego przesłuchania „Kos” podał adres „meliny”, myśląc, że jego już tam nie ma. W końcu była sobota i wtedy zazwyczaj jechał do domu w Jędrzejowie. Jednak Heńka coś zatrzymało dłużej i bezpieka zastała go przy robocie. W piwnicy znaleźli wystarczająco dużo dowodów obciążających obu konspiratorów: Stefana Gądzio i Henryka Pawlika. Przedmioty wyszczególniono w szczegółowym dokumencie, będącym częścią aktu oskarżenia ⇒ patrz zdjęcie obok.
Warto zwrócić uwagę na rozmiary „produkcji” wyrażone w kilogramach: 20kg, 12kg, 6kg. Waga broszur „Katyń” to tylko 6 kilogramów, ponieważ po kilka kilogramów wynieśli już wcześniej „Kos” i „Krysta”. Z grypsu Heńka, w którym opisuje okoliczności aresztowania, wiadomo, że znaleziono także paczkę z osobistymi rzeczami mjr Gądzio, które prawdopodobnie ujawniały, jak wysoką pozycję zajmował aresztowany, czyli jak cenną zdobyczą był dla UB. Ubowcy nie spieszyli się z wyprowadzeniem aresztanta Henryka Pawlika, zabezpieczali znalezione dowody winy i czekali do 21.00 z nadzieją złapania jeszcze kogoś. Na próżno.
Tamtej nocy, tuż przed północą, doszło do słynnego rozbicia więzienia kieleckiego i uwolnienia 354 więźniów3. Pech chciał, że zarówno „Kos” jak i „Zola” przebywali w areszcie śledczym NKWD i Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Paderewskiego 10/12 (byłej siedzibie Gestapo), a nie w więzieniu przy ul. Zamkowej. Wściekłość ubowców musiała się odbić się w dwójnasób na osadzonych w areszcie, szczególnie pozycja mjr Gądzio nasuwała podejrzenie, jak nie pewność, że był jednym z organizatorów akcji, a już na pewno o niej wiedział. 24 godziny później Stefan Gądzio już nie żył. Co doprowadziło do zgonu, nie dowiemy się nigdy. Zakatowano go na śmierć, czy też faktycznie popełnił samobójstwo przez powieszenie? Pisząc gryps z więzienia po tym, jak dowiedział się o aresztowaniu i samobójczej śmierci swojego przełożonego i przyjaciela, Heniek uważa, że zrobił to, aby nie wydać swoich towarzyszy. Po latach Heniek wysuwa inną hipotezę, z którą dzieli się z Andrzejem Ropelewskim w 19914, że dla zatarcia śladów upozorowano samobójstwo, wieszając zmasakrowanego, ale jeszcze żyjącego „Kosa”. Bezpieka przekazała wiadomość o samobójczej śmierci mjr Gądzio jego żonie Marii, która dopiero co wróciła do domu po czteroletnim pobycie w obozie koncentracyjnym w Ravensbrűck. Nigdy nie dowiedziała się, co zrobiono z ciałem męża.
O tym co było dalej z Heńkiem mówi nam gryps napisany już po osadzeniu w więzieniu kieleckim. Swoje przeżycia opisuje krótko: „Bili mnie przez 6 przesłuchań, każde po 5 godzin – 30 godzin bicia, głodówka przez 7 dni od 16-23.VIII w karcu. Mimo to nie udało im się nic ze mnie wyciągnąć. W dniu 18.VIII byłem o krok od śmierci samobójczej”. O tym ani słowa w dokumentacji udostępnionej mi przez IPN. Ogranicza się do oficjalnych dokumentów (postanowienia, akt oskarżenia, dokumenty procesowe, korespondencja między różnymi instytucjami). Brak protokołu przesłuchania, a właściwie przesłuchań prowadzonych przez oficera śledczego ppor. Feliksa Kieca5 (dochrapał się stopnia majora UB i pułkownika MO oraz imponującej kolekcji medali i odznaczeń).
Postanowienie o wszczęciu śledztwa wystawione w dniu aresztowania, jest moim zdaniem antydatowane, ponieważ dotyczy Hieronima Piaseckiego vel Henryka Pawlika, a nie Henryka Pawlika, jak jest w Postanowieniu o zastosowaniu środka zapobiegawczego, czyli umieszczeniu w areszcie śledczym, wystawionego przez Feliksa Kieca tego samego dnia, a podpisanego przez Henryka Pawlika w dniu 22.08.1945r. a zatwierdzonego miesiąc później (21.09) przez prokuratora z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Kielcach.
„Zola” tak dobrze przyswoił sobie tożsamość Henryka Pawlika, że kiedy postanowił wrócić do swojego prawdziwego nazwiska (jeśli miał nie wyjść z tego żywy, wolał umrzeć pod prawdziwym nazwiskiem), wówczas długo nie był w stanie przekonać funkcjonariuszy UB do swojej nowej tożsamości. Śledztwo zakończono 27 września i następnego dnia ppor. Feliks Kiec sporządził trzynastostronicowy akt oskarżenia przeciwko 13 oskarżonym, w tym 6 kobietom, w tzw. sprawie Czesława Popka i innych. Do momentu przeczytania akt procesowych nie miałam zielonego pojęcia, co ich łączyło, oprócz tego, że wszystkich oskarżono z art.1 Dekretu PKWN o ochronie Państwa. Przypuszczam, że nawet historyk nie wyczyta z nich więcej, niż jest tam napisane, bowiem na ławie oskarżonych brakuje najważniejszej osoby – mjr Stefana Gądzio. Nie pada jego nazwisko, ani pseudonim. Jeśli ktoś się nie orientuje w sprawie z innych źródeł, nie ma podstaw, żeby łączyć aresztowanie mjr Gądzio z braćmi Popek. Dokładna analiza powiązań między oskarżonymi rzuca światło na okoliczności aresztowania „Kosa”, czyli jak doszło do zorganizowania przez UB kotła w mieszkaniu przy ul. Kilińskiego 23 (obecnie ul. Mała).
- Kolejność na liście nie jest przypadkowa, decyduje data aresztowania. Czesława Popka aresztowano jako pierwszego dnia 1 sierpnia (stąd akta noszą jego nazwisko), jego brata Kazimierza 2 sierpnia. Tego samego dnia zostają aresztowane kobiety Skrzypek Zofia, Kotlarczyk Władysława, Stanek Anna, Chruściel Barbara, Woźniak Eugenia, Głogowska Eugenia, a także Falczyński Stanisław i Zapała Jan6. Natomiast Hieronim Piasecki zostaje zatrzymany 4 sierpnia, kilka dni później najmłodsi w tej grupie: Łazarczyk Jerzy (ur. 1926) i Salomon Adam (ur. 1928).
- Zaskakuje liczba kobiet w tym gronie. Były one nie tylko łączniczkami, ale i łącznikami pomiędzy w większości nieznającymi się mężczyznami. Najważniejsze z nich to mieszkanki lokum przy ul. Kilińskiego 23, na trakcie łączącym Rynek z placem Zamkowym, tuż pod bokiem kieleckiego więzienia – rówieśniczki Władysława Kotlarczyk i Anna Stanek (ur.1906) mające duże doświadczenie w konspiracji. Większość osób wpadła 2 sierpnia, czyli najprawdopodobniej wtedy zrobiono kocioł w ich mieszkaniu.
- Ludzie ci nie tworzyli zorganizowanej grupy sensu stricto, ale byli ze sobą połączeni na zasadzie łańcucha, czy raczej sieci powiązań, jakie nie we wszystkich przypadkach są jasne. Wpadli w ramach tej samej akcji, której celem było złapanie dwóch uciekinierów z aresztu w Kielcach. Akowcy, bracia Popek od marca 1945r. działali w „bandzie leśnej nielegalnej organizacji NSZ” w powiecie nowotarskim i tam ich aresztowano 29 czerwca. Przekazano ich jednak do Kielc, ponieważ pochodzili z Ostrowca Świętokrzyskiego. Młodszy z braci, wyskakując z drugiego piętra poturbował się na tyle, że potrzebował pewnej kryjówki i opieki. Udzieliła mu jej Zofia Skrzypek, która była zaangażowana w działalność antykomunistyczną jako łączniczka. Bezpieka musiała być już na tropie starszego z braci. Aresztują go 1 sierpnia, następnego dnia trafiają do mieszkania Skrzypek i jeszcze tego samego dnia jadą na ul. Kilińskiego 23. To najprawdopodobniej tutaj dokonują aresztowań pozostałych kobiet: dwóch mieszkanek lokalu i trzech innych łączniczek. Dwie z nich powielały także gazetkę „Prawda Polska”, a trzecia była łączniczką szefa wywiadu obwodu kieleckiego Stanisława Flaczyńskiego ps. „Krater”, który też wpada tego samego dnia, tak jak i Jan Zapała.
Funkcjonariusze UB nie opuszczają mieszkania. Czekają cierpliwie. Mija jeden dzień i nic, ale drugiego dnia w mieszkaniu przy ul. Kilińskiego zjawia się sam szef kieleckiej Delegatury Sił Zbrojnych, mjr Stefan Gądzio. Jeszcze nie wiedzą, kto im się trafił w roli zwyczajnego łącznika. Tego samego dnia docierają do drukarni Wydziału VI i aresztują Henryka Pawlika, tzn. Hieronima Piaseckiego. Powiązania tych osób są dość jasne. Trudniej je znaleźć w przypadku aresztowanych kilka dni później młodocianych konspirantów. Obaj urodzili się w Zamościu, obaj byli synami prawników (adwokata i sędziego), i jak na swój młody wiek mieli już spore doświadczenie konspiracyjne, szczególnie najmłodszy, siedemnastoletni Adam Salomon. Aresztowanie „Kosa” było więc dziełem przypadku, ale tak to jest, jak się zarzuca sieci, wpadają płotki, ale trafi się też większa ryba.
Kiedy Heniek pisze gryps z więzienia, wie, że zbliża się termin rozprawy. Jest gotowy na śmierć. Jak przypuszczam, straszono go taką perspektywą i biorąc pod uwagę realia, trudno było w to nie uwierzyć. Ufa jednak, że uda mu się wykpić kilkuletnim więzieniem. Robi wszystko, by w trakcie śledztwa umniejszyć swoją rolę w konspiracji (pionek do wykonywania poleceń) jak i poziom wykształcenia (sześć klas gimnazjum, stolarz) oraz stopień wojskowy (kapral, potem sierżant). Kończy słowami: „Mam nadzieję, że kiedyś wrócę na wolność. Pracy swej nie żałuję i żalu nie mam do nikogo. Szkoda tylko, że Kos nie żyje. Kłaniaj się Kazikom [Jęczmykom] i Państwu Kajd[erowicz]. Kłaniam się nisko. Heniek”.
Akt oskarżenia, obejmujący w przypadku Hieronima Piaseckiego pięć przestępstw, został zatwierdzony przez prokuratora i 15 października przesłany do Wojskowego Sądu Garnizonowego w Radomiu. Wyroki dla całej trzynastki zapadły 21 listopada i okazały się zadziwiająco niskie, a przy tym kobietom je zawieszono, a mężczyznom kary darowano, z wyjątkiem Hieronima Piaseckiego i Stanisława Flaczyńskiego – obaj zostali skazani na 4 lata więzienia. Niewspółmiernie niskie wyroki w stosunku do zarzucanych czynów zostały zaskarżone przez prokuratora. Natomiast przewodniczący składu sędziowskiego ppor. Wacław Peda, tym i podobnymi wyrokami naraził się władzom komunistycznym i w maju 1946r. został zwolniony z wojska i pełnionych funkcji7.
Prawdopodobnie Hieronim Piasecki nie był świadomy, że odbyły się dwa procesy, pierwszy przed Sądem Rejonowym z siedzibą w Radomiu. Ze sprawozdania z wydania wyroku wynika, że w sali sądowej był tłum ludzi, więc teoretycznie powinni być tam obecni także wszyscy oskarżeni. Natomiast rewizja wyroku odbyła się w siedzibie UB, najprawdopodobniej bez oskarżonych i na pewno bez publiczności. Stąd poprawka na wycinku z „Dziennika Powszechnego” ⇒ patrz zdjęcie obok.
Najwyższy Sąd Wojskowy dnia 27 grudnia 1945r. w Warszawie (warto wymienić przewodniczącego ppłk Kazimierza Drohomireckiego – patrz dalej, oraz prokuratora z Naczelnej Prokuratury W.P. mjr. Antoniego Trellę8) rozpatrzył na posiedzeniu niejawnym wniosek Naczelnego Prokuratora o rewizję wyroku i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia, argumentując, że „Sąd uwzględnił bowiem przy wymiarze kar jedynie okoliczności łagodzące, nie biorąc pod uwagę, że przestępstwa były bezpośrednio skierowane przeciwko ważnym interesom Państwa Polskiego, że były dokonywane w zmowie. Sąd nie zwrócił również uwagi na wielkie napięcie złej woli u skazanych, wyrażające się w powtarzaniu przestępstw i w ich zbiegu”. I tak doszło do drugiego procesu, którego 75. rocznica przypada 12 lutego 2021r.
Tym razem orzekał Wojskowy Sąd Okręgowy w Łodzi na sesji wyjazdowej w Kielcach w siedzibie WUBP, któremu przewodniczył kpt Leo Hochberg9, który później wsławił się m.in. tym, że 3 maja 1948r. jako sędzia Najwyższego Sądu Wojskowego razem z Kazimierzem Drohomireckim i Romanem Kryże podtrzymał wyroki śmierci dla trzech oskarżonych, w tym na rtm. Witolda Pileckiego. Natomiast oskarżycielem był ponownie por. Marian Jaskowski, także para obrońców była ta sama: Zenon Wiatr i Józef Okińczyc. Najwyższe wyroki dostali obaj bracia Popkowie walczący z bronią w ręku – 7 lat, o rok mniej miał posiedzieć Hieronim Piasecki, na 5 lat skazano Stanisława Flaczyńskiego, pozostali od roku do 3 lat, z tym że najmłodszy z grona decyzją Prezydenta KRN odsiedział tylko rok, pozostałe 2 lata zawieszono na okres 2 lat, choć „udając się do oddziału leśnego dobrowolnie, wykazał wyjątkowe nasilenie złej woli”. Czyny czwórki z najwyższymi wyrokami określono „jako szczególnie groźne i niebezpieczne dla ustroju demokratycznego Państwa Polskiego”. Ciekawe jest uzasadnienie niskiego wyroku dla Zapały i Łazarczyka – „będąc pochodzenia chłopskiego, znaleźć się mogli w szeregach antydemokratycznej organizacji raczej wskutek niezrozumienia sytuacji w jakiej Polska znajduje się”. Jeśli informacja o chłopskim pochodzeniu była prawdziwa w przypadku Zapały, to w żadnym wypadku nie dotyczyła Jerzego Łazarczyka, maturzysty i syna adwokata, o czym jest mowa na drugiej stronie tego samego dokumentu!
Sąd uznał PIASECKIEGO HIERONIMA winnym:
- należenia w Kielcach do 1-szej połowy sierpnia 1945 roku do organizacji „Armia Krajowa”, to jest do związku, mającego na celu obalenie demokratycznego ustroju Państwa Polskiego, czyli popełnienia przestępstwa z art. 1 Dekretu KRN i skazać na lat 4, [poprzednio 2 lata],
- publicznego nawoływania w Kielcach przeciw jedności sojuszniczej Państwa Polskiego ze sprzymierzonym Związkiem Radzieckim, sporządzenia, przechowywania i rozpowszechniania przeznaczonych dla tych celów pism, czyli popełnienia przestępstwa z art. 102 §2 i §4 K.K.W.P. i skazać go na lat 4, [poprzednio 2 lata],
- niezgłoszenia się w czasie wojny do 4/8 1945r. do służby wojskowej w celu trwałego uchylania się od tejże, czyli popełnienia przestępstwa z art. 118 §1 w związku z art. 117 §1 i §2 K.K.W.P. i skazać go na lat 2, [poprzednio 2 lata],
- podrabiania w celu użycia za autentyczne do 4/8 1945r. w Kielcach kart rozpoznawczych [kenkart], czyli popełnienia przestępstwa z art. 191 K.K. i skazać go na 1 rok, [poprzednio 1 rok],
- nabywania pieczęci i stempli10 w celu podrabiania dokumentów, czyli popełnienia przestępstwa z art. 188 K.K. i skazać go na lat 2, [poprzednio 1 rok].
W sumie wychodzi 13 lat, ale kara łączna wyniosła 6 lat. Art. 86 K.K. mówi: „Sąd wymierza karę łączną w granicach od najwyższej z kar wymierzonych za poszczególne przestępstwa do ich sumy”. Ostateczny wyrok opiewał na mniej niż połowę zasądzonych lat. Mało czy dużo? Im później dochodziło do aresztowania, tym kary były surowsze i traktowanie w więzieniu gorsze, bo należało ukarać za, jak to ujmowano w oskarżeniu, wyjątkowe „nasilenie złej woli”. Co by zrobił Hieronim Piasecki, gdyby nie doszło do aresztowania mjr Gądzio i jego samego 4 sierpnia? Jak długo jeszcze działaliby w podziemiu? Jak ta działalność by się skończyła? Wyższym wyrokiem? Śmiercią ich obu?
Irena Gajerska z d. Piasecka siostra Hieronima |
Więzienie na Wzgórzu Zamkowym w Kielcach, gdzie po remoncie mieści się m.in. Muzeum Pamięci Narodowej, wygląda inaczej niż w czasie mojej jedynej tam wizyty, w listopadzie 2000r. Opuszczony budynek w słotny dzień robił przygnębiające wrażenie i oddawał grozę tego miejsca. Niestety nie znalazłam publikacji poświęconej więźniom politycznym odsiadującym wyroki w Kielcach. Z tego okresu wiem tylko, że Heniek zaprzyjaźnił się z dużo młodszym współoskarżonym Jerzym Łazarczykiem, z którym dzielił celę do dnia wyjścia na wolność Jurka, tj. 8 sierpnia 1946r. Znajomość odnowili po latach i utrzymywali kontakt listowny aż do śmierci Hieronima Piaseckiego. Także przy okazji krótkich wizyt w Warszawie zawsze wpadał do Jurka. Czasami towarzyszyłam tym odwiedzinom. Nie było wspomnień z więzienia, raczej rozmawiali o bieżącej polityce. Szkoda.
Odsiadując wyrok w Kielcach, co jakiś czas dostawał paczki, które przywoziła mu siostra Irena od śmierci matki zajmująca się domem i starzejącym się ojcem. Krucho było wtedy z pieniędzmi u Piaseckich. To nie były czasy na zamawianie rzeźb, ale Irena zawsze coś uciułała, sama niedojadając, by wspomóc brata. Jeździła też do więzienia w odległych Wronkach, gdzie Heniek został przeniesiony 26.09.1946r. Podróż była długa i męcząca, z kilkoma przesiadkami, żeby dotrzeć tam o właściwej porze i dostarczyć paczkę, by zaraz potem wracać do Jędrzejowa. Wiedziała, że paczka dotrze do rąk Heńka jeśli strażnik dostanie w łapę i na ten cel miała odłożone dodatkowe pieniądze. Tylko dzięki jej staraniom i oszczędnościom mógł Heniek liczyć na dodatkowe kalorie. Odwdzięczył się później siostrze, przekazując jej swoją części spadku po ojcu.
Jeszcze mniej wiem o pobycie Hieronima Piaseckiego we Wronkach. Nie zachowały się żadne listy z więzienia ani wspomnienia. W otrzymanych z IPN-u dokumentach nie ma żadnej adnotacji dotyczącej przyczyny przeprowadzki do cięższego więzienia. Być może chodziło o zrobienie miejsca osadzonym oczekującym na proces w Kielcach. Heniek jechał do Wronek m.in. w towarzystwie braci Popek. Może nawet nie był świadomy, że to od nich wszystko się zaczęło, gdyż nie wygląda na to, aby oskarżeni znali się choćby z widzenia, na przykład na rozprawach.
Więzienie we Wronkach, poniemiecki zespół ceglanych budynków, tzw. pawilonów, wzniesionych na planie krzyża pod koniec XIX w., później sukcesywnie rozbudowywany, otoczony wysokim murem z zasiekami z drutu kolczastego, nie może nie robić wrażenia na każdym przybyszu do miasta. W latach 1945-1956 więzienie we Wronkach podlegało Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego i tam kierowano więźniów politycznych, którzy odsiadywali swoje wyroki razem z groźnymi przestępcami. Przekraczając bramy więzienia, skazańcy, wśród nich wielu inteligentów, mogli zacytować sobie słynny wers z „Piekła” Dantego – „Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie”. To właśnie procedura przyjmowania do więzienia opisywana jest we wspomnieniach więźniów politycznych jako jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń.
Dla mojego ojca Wronki kojarzyły się przede wszystkim z przenikliwym zimnem. Trafił tam na zimę, która zapisała się w annałach jako jedna z najbardziej srogich w XX w. w całej Europie. Mimo systemu centralnego ogrzewania w postaci rury biegnącej przez wszystkie kondygnacje, ledwo dało się wytrzymać z zimna. No cóż, rury były ledwo letnie, a odrobina ciepła kumulowała się pod wysokim sufitem, poniżej którego znajdowało się zakratowane i przysłonięte blachą niewielkie okno uchylane na cały okres zimowy, a zamykane na lato. Więźniowie spali stłoczeni na cienkich materacach wypełnionych sieczką, rzuconych na betonową podłogę, przykryci wysłużonymi kocami. Nieodłącznymi towarzyszami więźniów był smród rzadko mytych ciał, zmienianej raz na miesiąc bielizny i uryny z wiadra, świerzb i inne choroby skórne, robactwo. W odróżnieniu od więźniów skazanych za przestępstwa pospolite, nie mogli pracować ani korzystać z biblioteki, toteż dzień był podobny do dnia. Trwał 12 godzin od apelu o 6:00 rano do absolutnej ciszy nocnej o 18:00. Trzy marne posiłki czasami urozmaicane paczką od rodziny, z którą więzień solidarnie dzielił się z towarzyszami niedoli, oraz usilne starania o zachowanie minimum higieny w przepełnionych do granic możliwości celach wypełniały cały dzień. To noce były najcięższe, kiedy więźniowie zostawali sam na sam ze swoimi myślami. Do fatalnych warunków bytowych dochodziło „odpowiednie” traktowanie więźniów politycznych przez służbę penitencjarną, szczególnie tę z nowego narybku. Jak to zacytował słowa klawisza jeden z byłych więźniów w swoich wspomnieniach: „Jesteście tu po to, żeby was gnoić”.
Po zapewnieniu sobie wygranej w wyborach parlamentarnych w styczniu 1947r. i w ten sposób usankcjonowaniu przejęcia władzy w Polsce, tzw. Blok Demokratyczny, przeszedł do ofensywy i miesiąc później ogłosił amnestię skierowaną do członków podziemia antykomunistycznego. Taki gest pojednania który, jak amnestia z 1945r., miał też swój ukryty cel – rozprawienie się byłymi akowcami, jeśli jeszcze nie złożyli broni. Ujawniło się ponad 50 000 osób i tym samym właściwie został zlikwidowany czynny opór zorganizowanych grup. Dowódcy przeważnie zostali skazani na śmierć; pozostali skazani na długie odsiadki za „uporczywość” w działaniu przeciwko Państwu Polskiemu zapełnili więzienia opuszczone na mocy tej samej ustawy o amnestii przez wcześniej złapanych i osądzonych byłych akowców.
W ciągu dwóch miesięcy obowiązywania amnestii, skorzystało z niej 23.257 więźniów politycznych, którym kary zostały obniżone lub darowane. W dniu 1 kwietnia 1947r. Henryk Pawlik vel. Hieronim Piasecki, więzień nr 2114/46, otrzymuje wiadomość: jest wolny. To nie jest primaaprilisowy żart, może wreszcie wrócić do domu. Nie jest sam, wychodzi z grupą innych więźniów spełniających warunki amnestii11. Razem opuszczają mury więzienia na 15 minut przed odjazdem pociągu do Poznania, a potem Hieronim jedzie dalej, do Jędrzejowa.
Nie zagrzeje tam miejsca. Wkrótce jedzie do Wrocławia, gdzie udzielają mu gościny jego krajanie. Najpierw pracuje jako murarz. Jesienią zapisuje się na studia – nie na wymarzonej architekturze, ale na geografii. Już po drugim roku zostaje asystentem12 w Katedrze Geografii Fizycznej Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie przepracuje 40 lat.
Z dokumentów otrzymanych z IPN nie wynika, by był inwigilowany w późniejszym okresie, przynajmniej formalnie, bo w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych dzielił mieszkanie z młodym małżeństwem, które dostało przydział na pokój od podwórka. Jak się później okazało, w tamtych latach mężczyzna był funkcjonariuszem UB. Potwierdził wcześniejsze przypuszczenia Hieronima Piaseckiego, kiedy para byłych współlokatorów odwiedziła nas w latach 70.
Choć prawie nic nie mówił o swoim pobycie w więzieniu, to nigdy nie starał się o zatarcie wyroku. Nie ukrywał tego faktu, a nawet go podkreślał przy sposobnej okazji. Na przykład, za każdym razem kiedy przewodniczący koła ZBoWiD na Uniwersytecie Wrocławskim namawiał go do wstąpienia do tej organizacji skupiającej kombatantów, powtarzał: „Ależ ja tam nie pasuję. Walczyłem o wolność, ale przeciwko demokracji w wersji radzieckiej”. Nie chciał być wrzucony do jednego worka razem z tymi, co utrwalając „demokrację” w powojennej Polsce siłą wybijali mu z głowy ideały wolnościowe.
Zawsze wierzył, że dożyje upadku ZSRR i wolnej Polski. I doczekał się – zmarł w roku 1993.
zobacz także: Wspomnienie pośmiertne - Uniwersytet Wrocławski, Czasopismo Geograficzne 1993
Przypisy:
- Więźniowie Wronek w okresie stalinowskim. Część I. Lata 1945–1948, oprac. Grzegorz Barczykowski i Łukasz Przybyłka, IPN, Poznań 2016; Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki, Podziemie poakowskie na Kielecczyźnie w latach 1945–1948, IPN Kraków 2003; Tadeusz Wolsza, W cieniu Wronek, Jaworzna, i Piechcina... 1945-1956. Życie codzienne w polskich więzieniach, obozach i ośrodkach pracy więźniów, IH PAN, Warszawa 2003.
- Więcej o Marianie Wodzińskim na http://pck.malopolska.pl/dr-marian-wodzinski-zapomniany-bohater/
- Tylu podaje oficjalna wersja. Niektóre źródła nawet podwajają tę liczbę.
- A. Ropelewski, Major Stefan Gądzio (1900-1945), z cyklu Oficerowie WP zamordowani przez stalinizm, „Polska Zbrojna” nr 70, 10 września 1991r.
- Warto o nim przeczytać na stronie https://pl.wikipedia.org/wiki/Feliks_Kiec
- Podawane daty aresztowania czasami się różnią.
- https://www.facebook.com/PacynaHistoria/posts/958117101230149/
- Popełnia samobójstwo w 1947 r. http://www.tygodnik.com.pl/numer/279505/pp.html
- Była to jedna z ostatnich rozpraw na tym stanowisku. Szybko piął się w górę. Więcej ciekawych informacji o Hochbergu https://pl.wikipedia.org/wiki/Leo_Hochberg
- Nabywał blankiety, natomiast pieczątki zrobił sam jeszcze w czasie okupacji niemieckiej: okrągła z syrenką i napisem ZARZĄD MIEJSKI W M. WARSZAWIE-45, oraz podłużne Der Stadthauptmann Polizeidirektor I.A. i Der Stadthauptmann in Warschau-26. Niestety jego kenkarta na nazwisko Henryk Pawlik jak i sporządzone przez niego stemple przepadły.
- We Wronkach skorzystało z amnestii 1.361 więźniów. Wypuszczano ich małymi grupami na 15 minut przed odjazdem pociągu.
- Kontraktowym zastępcą asystenta.
opracowanie: Agnieszka Piasecka-Ceccato