DWA  ZAMACHY  NA  KAPPA

W relacji dowódcy patrolu ppor. Hieronima Piaseckiego ps. „Zola” ze wstępem i komentarzami (kursywą) Agnieszki Piaseckiej

SS-rottenführer /unterscharführer Helmut Kapp, to postać, która znana było w latach okupacji w całym powiecie jędrzejowskim (w czasie wojny obejmował także powiat włoszczowski). Ślązak z Kuźni Raciborski, który właściwie nazywał się Konstanty Kapuścik i jeszcze przed wojną pracował na rzecz niemieckiego wywiadu. W kilka miesięcy po przybyciu do Jędrzejowa zmienił nazwisko na Helmut Kapp, jako bardziej pasujące do jego nowej roli w gestapo. Początkowo był zatrudniony jako tłumacz, gdyż będąc Ślązakiem znał dobrze języki polski i niemiecki, z czasem dzięki swej gorliwości i okrucieństwu stał się „filarem” jędrzejowskiego gestapo i prawdziwym postrachem mieszkańców Jędrzejowa i okolic. Znajdował przyjemność w mordowaniu bezbronnych ofiar, Polaków i Żydów, bez określonego motywu. Do 31 maja 1943r., w ciągu trzydziestu miesięcy swojej działalności w Jędrzejowie, zastrzelił 87 Polaków i ponad 350 Żydów, a zamiarem jego było uśmiercenie 500 Polaków i 1000 Żydów. Oprócz tego werbował konfidentów i informatorów, najczęściej proponując aresztowanym wolność w zamian za donoszenie o osobach zaangażowanych w działalność antyniemiecką.

img
Hieronim Piasecki 'Zola' Zdzisław Kajderowicz 'Ryszard'

Na początku 1943r. został wydany rozkaz likwidacji Kappa. Po kilku nieudanych próbach otrucia go, zdecydowano się na zorganizowanie zamachu. Wykonanie wyroku powierzono dwóm specjalnie do tego powołanym patrolom AK z terenu Jędrzejowa.
W skład patrolu dywersyjnego, który ostatecznie zastrzelił Kappa w drugim podejściu wchodzili:

ppor. Hieronim Piasecki ps. „Zola” – dowódca,
kpr. pchor. c.w. Zdzisław Kajderowicz ps. „Ryszard” – zastępca dowódcy,
kpr. pchor. c.w. Kazimierz Karkowski ps. „Narok”,
plut. pchor. rez. Bolesław Dziewięcki ps. „Koraban”,
strzelec Witold Staszkiewicz ps. „Wituś”,
strzelec Zdzisław Ginter ps. „Grom”,
strzelec Stanisław Ginter ps. „Karol”

(skrót c.w. użyty w tekście oznacza 'czas wojny')

Drugą grupę stanowił patrol likwidacyjny Referatu II (kontrwywiad), który działał w trzech sekcjach zmieniających się w czuwaniu nad ruchami Kappa. Jak wynika z relacji Eugeniusza Adamczyka, Kapp wiedział o wyroku, ale czuł się bezpiecznie sądząc, że nikt przecież nie ośmieli się strzelać do niego w mieście, które sterroryzował.

Po raz pierwszy publikowana jest także dokładna relacja z pierwszej próby zamachu, jaka nie weszła do historii, ponieważ w ostatniej chwili dowódca zrezygnował z akcji, a która jest może nawet bardziej dramatyczna niż zakończona sukcesem akcja z 31 maja 1943r.


Relacja z wykonania rozkazu zabicia Kappa, spisana przez dowódcę patrolu dywersyjnego, ppor. Hieronima Piaseckiego

Tekst wspomnień pochodzi z maszynopisu referatu pt. „Z działalności Jędrzejowskiego harcerstwa w latach okupacji” wygłoszonego przez Hieronima Piaseckiego w  1982r. na sesji historycznej „Z dziejów harcerstwa na Kielecczyźnie w latach 1912-1982”.

ZAMACH  I,  23 MAJA 1943

 

miejsce licznych egzekucji
mur cmentarza przy ul. Kieleckiej
(fotografia i przypis - Tadeusz Przypkowski)

Kapp wywoził swoje ofiary za cmentarz miejski lub do pobliskich lasów i tam je uśmiercał. Próby zrobienia zasadzki w jednym z tych miejsc nie dały rezultatów. Trzeba było bowiem przewidzieć, gdzie, którego dnia (dziś czy jutro) i o której godzinie będzie Kapp wykańczał swoją ofiarę, co było praktycznie niemożliwe. Jedynym miejscem, gdzie Kappa można było spotkać z cała pewnością był rejon gestapo przy ul. 11 Listopada 44 (patrz poniżej - szkic sytuacyjny Hieronima Piaseckiego).

W budynku tym mieściła się siedziba gestapo, a w oficynach były mieszkania gestapowców. Trudno było przewidzieć, kiedy Kapp zdecyduje się wyjść poza teren gestapo, dlatego nie wchodziła w grę możliwość przygotowania i przeprowadzenia zaplanowanej akcji. Stałe kręcenie się koło budynku budziło podejrzenia i narażało ludzi na niebezpieczeństwo, a w rezultacie na fiasko całego przedsięwzięcia. Jednak nie było innego sposobu obserwacji ruchów Kappa. Trzeba było zaryzykować. W nocy w parkanie okalającym budynek gestapo od strony poczty odbiliśmy trzy deski, by ułatwić sobie dostęp na dziedziniec. Poszło nam to dość łatwo, ponieważ parkan był już stary i drewno lekko spróchniałe. Termin zamachu ustaliliśmy z dowództwem Obwodu AK na dzień 23 maja (niedziela). Po wykonaniu wyroku ustaliliśmy miejsce zbiórki na szosie do Kielc, w lesie Mnichowskim (stałe miejsce zbiórki). W tym czasie wszystkie patrole dywersyjne Obwodu AK będą postawione w stan gotowości na wypadek represji ze strony Niemców. 

Dnia 21 maja 1943r. w okolicach przystanku kolejki wąskotorowej Rakówka (3 km od Rakowa), w czasie starcia oddziału Zygmunta Żelisławskiego, zabito czterech bahnschutzów (ochrona kolei). Dwa dni później zwłoki zabitych Niemców miały być przewiezione ze stacji Jędrzejów do Reichu (do Rzeszy). Na tę uroczystość zjechała się spora grupa Niemców ze służb policyjnych z Kielc i Radomia, dlatego w Jędrzejowie wprowadzono godzinę policyjną od godziny 19 (czasu letniego). Po całej uroczystości pożegnalnej Niemcy zebrali się w Gaststatte (przedwojenne przedszkole naprzeciwko Kościoła Św. Trójcy), gdzie pili do godziny 23:00. W tym czasie tj. 23 maja między godziną 19:00 a 23:00, siedzieliśmy za budynkiem „organistówki” koło kościoła Św. Trójcy, wystawiając na czatach obserwatora budynku Gaststatte. Na sygnał dany przez naszą czujkę, że gestapowcy wychodzą, najkrótszą drogą udaliśmy się w rejon budynku gestapo, zajmując miejsce w ogródku za budynkiem, między gestapo a pocztą. W drodze ustaliliśmy plan akcji. Przy parkanie, za krzakiem jaśminu pozostają: „Zola”, „Ryszard” i „Grom”, czyli grupa wybrana do wykonania wyroku. Pozostała część grupy przedostanie się na drugą stronę ulicy, w rejon fabryki podkówek (zakład obok obecnego LO), skąd nas będzie osłaniać i ułatwić wycofanie się w kierunku Skroniowa (czyli - dla zmylenia pogoni - w przeciwnym kierunku niż wcześniej ustalone miejsce spotkania). Planu tego nie udało nam się zrealizować, ponieważ Niemcy dotarli w pobliże siedziby gestapo szybciej niż się spodziewaliśmy i nie dało się przejść (grupie ubezpieczającej) niezauważonym na drugą stronę ulicy. W tej sytuacji grupa ta pozostała po tej stronie ulicy, kryjąc się za zabudowaniami. Kapp z towarzyszącym mu gestapowcem przyszedł w obstawie żandarmerii. W tym czasie od strony klasztoru nadciągnął drugi patrol Niemców (Sonderdienst) wraz z towarzyszącymi im stróżami, Polakami uzbrojonymi w kije. Sytuacja stawała się coraz bardziej dla nas niekorzystna, tym bardziej, że wycofując się, musielibyśmy pokonać trzy parkany.

Niemcy zatrzymali się na trotuarze przed budynkiem gestapo i przylegającym do poczty budynkiem mieszkalnym, za którym znajdowała się część naszego patrolu. Prowadzili głośną i ożywioną rozmowę. Natomiast gestapowcy weszli na dziedziniec i zbliżali się do parkanu, za którym czaiło się trzech zamachowców. Zadałem sobie pytanie: Czy nas odkryli i chcą zaskoczyć? Okazało się, że podeszli do parkanu tylko po to, żeby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Jaka wspaniała sytuacja do przeprowadzenia zamachu. Dzieliła nas tylko odległość 50-70 cm, powodzenie akcji stuprocentowe, ale nie mogliśmy strzelać. To prawda, że Kapp i towarzyszący mu gestapowiec byliby zginęli, lecz nie mniej prawdopodobne było, że rozpoczynając akcję, bylibyśmy i my wszyscy zginęli, bo nie mieliśmy dogodnej drogi odwrotu, a nieprzyjaciel przewyższał nas zarówno liczebnie, jak i siłą ognia. Gestapowcy spokojnie poszli do swoich mieszkań. Żandarmi przez dłuższy czas stali jeszcze w tym rejonie, nim rozeszli się patrolować dalej ulice miasta. Dopiero wtedy mogliśmy swobodnie wycofać się i przybyć na miejsce zbiórki w lesie Mnichowskim. Tam na nas czekali por. Józef Kurek ps. „Halny” (zastępca komendanta Obwodu), ppor. Bonawentura Rutecki ps. „Ali” (kierownik referatu Kadywu), por. Mieczysław Maludziński ps. „Walmiecz”. „Halnemu” zdałem raport z przebiegu akcji, która przez przypadek nie udała się.

Wykonanie wyroku na Kappie okazało się nie takie proste. Niewielkie miasto, jakim był Jędrzejów, to mały garnizon policyjno-wojskowy. Wydawałby się, że powinno być łatwo przeprowadzić pomyślną akcję, ale w takim mieście wszyscy się znają i łatwo rozpoznać zamachowców, a języki niektórych rodaków są długie. Także Niemcy, a szczególnie gestapo i żandarmeria, znali w znacznej części ludność polską. Prawdopodobieństwo bycia rozpoznanym było duże, a konsekwencje wiadome. Cały tydzień zszedł nam na obserwacjach Kappa i ustaleniu rozkładu jego dnia.


ZAMACH  II,  31 MAJA 1943

W niedzielę 30 maja „Wiktor” Eugeniusz Adamczyk (pracownik polskiej policji kryminalnej na usługach Niemców kripo i szef naszego kontrwywiadu) dał mi znać, że następnego dnia Kapp wyjeżdża poza Jędrzejów. W tej sytuacji zwolniłem moich ludzi do ich codziennych zajęć. Następnego dnia (poniedziałek) idąc ulicą 3 Maja, zauważyłem Kappa i Tierlinga (szofera gestapo), którzy w ogrodzie przy zabudowaniach gestapo ćwiczyli strzelanie do tarczy. Towarzyszyła im siostra kierownika Arbeitsamtu, Mayerówna. Była godzina 18:00. Poszedłem do „Ryszarda”, by ściągnąć ludzi, którzy są w domu oraz broń, bo była to wyśmienita okazja, która może się nie powtórzyć. Broń była przechowywana u Ginterów mieszkających przy ul. Wodzisławskiej, ale nie zastałem ich w domu. Pojechali do Nagłowic. W wydobyciu broni pomogła nam siostra Ginterów, Janina, którą zabraliśmy ze sobą. W domu zastaliśmy jeszcze „Witusia”. Było nas trzech i Ginterówna.

Kapp, Tierling i Mayerówna wyszli tymczasem na miasto i spacerowym krokiem szli w kierunku Rynku. By nie budzić podejrzeń, że chodzi za nimi trzech młodych mężczyzn, rozdzieliliśmy się na dwie grupki. Kajderowicz, Staszkiewicz i Ginterówna tworzyli jedną grupę, ja i „Krysta” Stanisława Fałkowska, która w tym czasie nas spotkała, tworzyliśmy drugą grupę. Tak odprowadziliśmy gestapowców do Rynku. Kapp z towarzystwem skręcili w ul. Kielecką do ogrodu Nobisiewicza, ma zaś zwolniliśmy dziewczęta (z czasem rola dziewcząt została wyolbrzymiona, jakoby były z nimi do rozpoczęcia strzelaniny, co jednak było sprzeczne z regułą bezpieczeństwa, szczególnie, że „Krysta” była ważnym członkiem Referatu VI i narażanie jej na niebezpieczeństwo byłoby nierozsądne) i zajęliśmy się wyborem miejsca do akcji. Ani ul. Kielecka, ani Rynek nie nadawały się do tego celu; zbyt dużo ludzi, zbyt blisko posterunki żandarmerii i Sonerdienstu, a i droga odwrotu nie była szybka i bezpieczna (trzeba było przebiec kilka uliczek nim byśmy znaleźli się poza miastem). Zaczęło się lekko zmierzchać. Gestapowcy z Niemką wracają do swojej siedziby. Po drodze wstępują do cukierni Trappowej (róg Rynku i ul. Kościelnej). Należało się liczyć z tym, że akcję trzeba będzie prowadzić o zmierzchu, co nam z wielu względów odpowiadało. Przydałyby się w takim razie latarki do oświetlenia i oślepienia Niemców.

Z Kajderowiczem udaliśmy się do jego mieszkania przy Rynku po latarkę. Natomiast Staszkiewicza zostawiłem na czatach, by nasze ofiary nie zniknęły nam z oczu. Gdy wróciliśmy, Staszkiewicz zawiadomił mnie, że „towarzystwo” opuściło cukiernię i z wolna idzie ulicą 11 Listopada. Była godzina 21:20. Znaleźliśmy się znów za Kappem. Wiedziałem, że najdogodniejsze miejsce akcji to skrzyżowanie ul. 11 Listopada z ul. Prostą, ze względu na najlepsze warunki wycofywania się. Każde inne miejsce stwarzało nam gorszą sytuację, gdyż w pobliżu były posterunki niemieckie. Niemcy już nas zauważyli, oglądają się, przeszli skrzyżowanie z ul. Dolną, dochodzą do skrzyżowania z ul. Prostą. Oby je przeszli. Spełniają się nasze życzenia. Przeszli zatrzymali się na drugiej stronie, odwracając się przodem do nas. Kapp wchodzi na środek jezdni ulicy 11 Listopada. Tierling zajmuje przeciwny trotuar ulicy Prostej. Próbują zamknąć nam drogę wycofania w tym kierunku. Wyjmują broń. Mam z lewej „Ryszarda”, a prawej „Witusia”. Nasze zadanie jest proste – wykonać wyrok na Kappie. Bierzemy to na siebie ja i Kajderowicz, Staszkiewicz ma ostrzeliwać Tierlinga i w ten sposób uniemożliwić mu wsparcie Kappa. Mayerównę, mimowolnego świadka, oszczędzamy jako osobę cywilną i kobietę.

Gestapowcy chcą nas zaskoczyć, ale czekają, żebyśmy podeszli bliżej. W odległości około 20 m od nieprzyjaciela daję sygnał do akcji. W biegu strzelamy pierwsi. To ich zaskoczyło. Kapp zostaje ranny w rękę i nogę już pierwszymi naszymi strzałami. Jest wzięty w dwa ognie, „Ryszarda” i mój. Wreszcie wali się na ziemię. Pobliskie posterunki niemieckie, słysząc strzelaninę, zaczynają biec w naszym kierunku. Najwyższy czas się wycofać. Tierling, widząc, że wycofujemy się cali i zdrowi, wybiega na jezdnię ul. Prostej i próbuje nas zatrzymać. Staje mi na drodze i przystawia pistolet do piersi, a ja jemu. O ułamek sekundy wcześniej naciskam spust pistoletu i to on wali się, nie wydając żadnego jęku. Strzelam już do leżącego jeszcze raz.

(Ostatnio najczęściej podaje się, że to „Wituś” zastrzelił Tierlinga, chyba chodzi o to, żeby mu przypisać jakąś rolę, tak jakby ściągnięcie na siebie ataku Tierlinga nie było wystarczające. Jednak próbując wyobrazić sobie dynamikę akcji, wersja o precyzyjnym strzale „Witusia”, młodego i niedoświadczonego akowca, nie wydaje się prawdopodobna „Wituś” ma ściągnąć na siebie uwagę i ogień Tierlinga. Najprawdopodobniej ostrzeliwuje Niemca, wychylając się co jakiś czas zza rogu domu. W takiej sytuacji trudno o strzał prosto w serce, od jakiego zginął Tierling. Uwaga Tierlinga jest skupiona na „Witusiu” do momentu, kiedy Kapp pada na ziemię i zamachowcy rzucają się do ucieczki. Wtedy zwraca się ku temu, któremu najłatwiej zastąpić drogę i z bliska zastrzelić, czyli „Zoli”. W skróconej wersji przebiegu akcji podanej w „Jodle” Wojciecha Borzobohatego, to „Zola” zabija Tierlinga).

Wycofujemy się, biegnąc co tchu w piersiach. Na ul. Małogoskiej, koło kapliczki św. Ducha, skręcamy w pole. Zboże jest na tyle wysokie, że nas kryje. Niemcy zmobilizowali wszystkich swoich do pogoni za nami. Wystrzeliwują rakiety, aby łatwiej nas zlokalizować w zapadającym mroku. Obawiam się, że Niemcy mogą zamknąć nas w trójkącie: ul. Małogoska – szosa kielecka – linia kolejowa. Trzeba więc szybko przeciąć linię szosy. Udaje nam się to w pobliżu wsi Podchojny. Dalsza trasa, to olbrzymi łuk okrążający całe miasto z północy na zachód, ale zgodnie ze wskazówkami zegara: Raków – Jesionna (tu zostawiamy Staszkiewicza, który kolejką wąskotorową pojedzie do Motkowic) – Łączyn – Skroniów – Prząsław – Sudół – Leśniczówka „Gaj”. W ten sposób chcieliśmy zgubić trop na wypadek, gdyby użyto psów policyjnych. Zatrzymaliśmy się w bazie konspiracji jędrzejowskiej. Wszyscy mieszkańcy leśniczówki byli czynnymi członkami AK, a „Narok” Kazimierz Karkowski nawet członkiem mojej grupy dywersyjnej.

img

Tierling zginął na miejscu, otrzymując postrzał w aortę, tuż przy sercu. Drugi strzał był niepotrzebny, zresztą niecelny. Kapp był mocno postrzelony, ale śmiertelnym okazał się strzał, który trafił go w wątrobę, niszcząc ją całkowicie. Żył jeszcze 6 godzin, na tyle długo, by się pomęczyć i zrobić rachunek sumienia. Chciał żyć, błagał, by go ratowano. Mówił, że rozpozna zamachowców.

Odwet Niemców nastąpił 9 czerwca 1943r. (środa). Zastrzelono wówczas 11 osób we własnych mieszkaniach, a 21 zostało wysłanych do Oświęcimia, z którego wielu nie powróciło.

Na tym się kończy relacja z wykonania rozkazu. Natomiast można i powinno się ją uzupełnić o wydarzenia, które nastąpiły później. Przedstawię je w osobnym artykule na podstawie innych relacji Hieronima Piaseckiego, wspomnień Bolesława Dziewięckiego i artykułu Eugeniusza Adamczyka.


ODSŁONIĘCIE  TABLICY  PAMIĄTKOWEJ

Dnia 31 maja 1992r. na ul. Dr Kwarty (obecnie ul. Prosta), tuż przy skrzyżowaniu z ul. 11 Listopada, odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy upamiętniającej zamach na Kappa. W uroczystości brali udział m.in. dwaj zamachowcy, którzy przeżyli wojnę: Hieronim Piasecki i Witold Staszkiewicz (Zdzisław Kajderowicz zginął 13 czerwca 1943r.), wielu żołnierzy Obwodu AK Jędrzejów oraz licznie zgromadzeni mieszkańcy miasta. Dzięki szczęśliwej decyzji pomysłodawców tego pomnika, odsłonięcie miało miejsce na rok przed pięćdziesiątą rocznicą zamachu, co umożliwiło dowódcy patrolu, Hieronimowi Piaseckiemu, uczestniczenie w tym wydarzeniu. Zmarł 12 marca 1993r. nie doczekawszy okrągłej rocznicy.

img
Ppor. Hieronim Piasecki 'Zola' przemawia na uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej Hieronim Piasecki ps. 'Zola' (z lewej) i Witold Staszkiewicz ps. 'Wituś' przy kamieniu z pamiątkową tablicą.


img

Grupa żołnierzy Armii Krajowej i bliskich przyjaciół Hieronima Piaseckiego

Na zdjęciu: Hieronim Piasecki ps. 'Zola' (w płaszczu); Józef Kurek ps. 'Halny' (wysoki, z płaszczem w ręku), zastępca komendanta Obwodu AK Jędrzejów; Janusz Lichterowicz ps. 'Znicz' (za 'Halnym', w okularach); Józef Roliński ps. 'Rola' (obok 'Halnego'). Poza nimi stoją - z oddziału 'Spaleni' zastępca dowódcy Zbigniew Białkiewicz ps. 'Świerk' (prawdopodobnie drugi od prawej) i Zbigniew Grabowski ps. 'Czarny', z placówki Prząsław Stanisław Kałwa ps. 'Miotła', z drużyny (???) Skroniów Nawrot ps. 'Kowal', Blicharski ps. 'Gołąb'.

opracowanie: Agnieszka Piasecka-Ceccato

zobacz także inne relacje:
Zamach na Kappa
Likwidacja Kappa w Jędrzejowie