W wycinkach z wojennej gadzinówki "Nowy Czas" z 1940 r. zamieszczono anons zachęcający do nabywania produktów w sklepiku galanteryjnym pani E.Gołębiowskiej, który był wówczas pod zarządem komisarycznym. Z zamieszczonym wycinkiem skojarzyła mi się zasłyszana historyjka.
Jeszcze przed II wojną , podczas kryzysu pewna właścicielka sklepiku ( wdowa mająca na utrzymaniu dzieci) przeżyła chwile zagrożenia bytu materialnego.
Podczas jarmarków, kiedy zazwyczaj sprzedaż wzrastała, zauważyła z dużym niepokojem zjawisko przeciwne. Klienci ( przeważnie okoliczni chłopi) omijali jej sklepik lub wchodzili, pytali o cenę np. guzików...i wychodzili bez słowa lub machali ręką. Wreszcie, wskutek dopytywania się właścicielki, rzucali jej w twarz, że ma najwyższe ceny w całym Jędrzejowie, więc oni wolą kupić "u Żyda" niż u niej przepłacać. Wysłała więc dziecko do konkurencyjnych galanterii po guziki, by się przekonać, czy to prawda. Rzeczywiście, wszędzie gdzie indziej było taniej. Co więcej, cały asortyment, którym ona handlowała, był tańszy u jej konkurencji. Zdumiało ją, jak to mogło się stać? Dlaczego? Przecież wszyscy pozostali również zaopatrują się w tych samych łódzkich hurtowniach, co i ona.
Co się dzieje?
Stroskana tym, że przyjdzie jej wkrótce zamknąć jedyne źródło utrzymania rodziny, przez kilka dni płakała z bezradności za kontuarem pustoszejącego sklepiku,mierząc się z widmem głodu przed oczyma.
Wreszcie wyżaliła się "w cztery oczy" znajomej Żydówce. Ta po cichu przyznała, że to jest działanie celowe. Uchwalono bowiem "na górze", że należy wyeliminować polską konkurencję w branży pasmanteryjnej poprzez wprowadzenie cen dumpingowych. Kupcy wprawdzie oponowali, mając na uwadze dobrosąsiedzkie stosunki, opowiadali się za uczciwą konkurencją, mówili, że przecież akurat im się krzywda nie dzieje, wszyscy znajdują klientów, ale "góra" wiedziała lepiej. Nakazała posłuch, więc wprawdzie szemrali, ale pod naciskiem musieli podporządkować się wytycznym.
"O Boże, dlaczego ja?"- jęknęła przerażona Polka." Cały majątek włożony w towar, nic więcej nie posiadam. Przecież mnie i dzieci w ciągu miesiąca czeka nędza. Co robić?" Rozmówczyni po chwili wyznała, że znalazłby się sposób ratunku, ale potrzeba bezwzględnej dyskrecji. Nikt nie może się dowiedzieć, nawet jej mąż, że ona podpowiedziała sposób obrony, bo to mogłoby z kolei bardzo zaszkodzić jej rodzinie. Po uzyskaniu przysięgi na wszystkie świętości, że nikt się nie dowie o ich rozmowie, udzieliła zbawiennej rady. Jakiej?