Artystka malarka i poetka z potrzeby serca, kobieta głębokiej duchowości, dobra dla ludzi.
Cicho przeszła przez życie, więc dziś niewiele można o niej usłyszeć czy przeczytać.
Może rodzina zechce jednak dopowiedzieć coś więcej na jej temat.
Janina Lech urodziła się dnia 11.10.1914r. w Jędrzejowie (? niestety wciąż brak zindeksowanych metryk dla weryfikacji) z ojca Wincentego i matki Waleriany, a zmarła 27.06.2006r. w Warszawie (pochowana cm. Bródnowski, kw.nr 8 I, 1 rząd, 14 grób).
Przed wojną , jak sama wspomniała w jednym z wierszy, wędrowała po Litwie - i nie tylko.
Wyszła za mąż i urodziła córkę, którą, będąc już na emeryturze, odwiedzała we Francji.
W 1942 r. Janina została tercjarką świeckiej fraterni św.Dominika, co umacniało ją i kształtowało przez długie lata.
Wanda Fijałkowska wspomniała Janinę jako najstarszą i zarazem najbardziej uroczą członkinię fraterni. Dzieliła się z młodszymi członkiniami swymi przeżyciami.
Podczas okupacji, w momentach największego przerażenia, kiedy nie potrafiła się już nawet modlić (np.podczas "nalotów" gestapowców na tramwaj w Warszawie) po prostu z całych sił przyciskała do piersi mały kwadracik z białej wełny, szkaplerz otrzymany podczas uroczystości wstępowania do III zakonu.
Po wojnie wróciła do stolicy, by zamieszkać i tworzyć na Woli.
Sztukę, a zwłaszcza twórczość własną, traktowała służebnie, jako instrument przekazu wartości duchowych, najważniejszych, jej zdaniem, dla rozwoju człowieczeństwa.
Z biegiem lat coraz bardziej oddawała się malarstwu sakralnemu, do którego wnosiła charakterystyczny, indywidualny rys modlitewnej medytacji. Stąd malowani przez nią święci uśmiechają się nawet przez łzy.
Przygotowany przez artystkę na Wielkanoc grób Męki Pańskiej z monumentalnych rozmiarów twarzą Chrystusa w cierniowej koronie, z przejmująco czułym,ale i wnikliwym spojrzeniem skierowanym wprost na wchodzącego, namalowaną na lekkim muślinie, na wiele lat wrył się w pamięć tych, którzy wówczas przestąpili próg świątyni przy ul.Karolkowej w Warszawie.
Wiersze wydawała przeważnie na koszt własny.
Jeden z nich został zamieszczony w antologii pt."Mokotów walczy 1939-1944" w wyborze i oprac. Eugeniusza Majewskiego, wyd.1997r.,232 s,il.
Natomiast w małym zbiorku z 1993r. autorka sama umieściła następujący wiersz napisany tuż przed wigilią 23.12.1967r. pt. "Szczęście":
Szczęściem zwą bogactwo w ziemi
i w banku. Inni mówią, że szczęście
tkwi w bezkolizyjnym losie.
Słyszę, że szczęśliwi będziemy
po śmierci. Szczęśliwe zamęście
cieszy i trochę grosza w trzosie.
A co na to złodzieje? Wykopią
złoto dla siebie, okradną bank!
choroba powali człowieka,
grosze się rozlecą. Ochlapią
plotami sąsiedzi na szwank
narażą dobre imię. Zło czeka.
Gdzie jest szczęście i czym jest?
Straciłam mienie w Powstaniu.
Lokomotywą pełną amunicji uciekłam
z Warszawy. To był "losu" gest!
Tuliłam dziecię usmolone, zaspane.
Ż y j e m y - to "szczęście" - wyrzekłam.
W letniej odzieży, z kluczami w ręku,
szukałam strumienia do mycia.
Łapano uciekinierów! W zbożu,
złotym od słońca, bez lęku
odpoczęłam. Chustką otarłam lica
córeczki. Było nam dobrze.
I tak przez życie szłyśmy z uśmiechem,
doznając własnej radości i słońca
w Kościele! Mierzyłam siły na zamiary.
Dobro chroniłam z zapartym oddechem
i w niebie gromadziłam szczęście bez końca,
a Bóg je pomnażał bez miary!
Jeśli zatem rodzina i znajomi zechcieliby dopowiedzieć coś więcej na temat życia Janiny, byłoby to symbolicznym zapaleniem światełka pamięci.