Opowieści o świcie i zmierzchu
rzecz o dawnym Jędrzejowie i nie tylko
![]() |
![]() |
Wstęp
Wspomnienia podobno nie mają wad. I chyba to prawda, bo tak to z nami jest, że im więcej przybywa lat tym bardziej łagodniejemy i stajemy się sentymentalni. Nie patrzymy już na życie tak rygorystyczne jak kiedyś, a niegdysiejsze zdarzenia, te nawet tragiczne i często bolesne, wydają się teraz jakby mniej ważne, niewarte ani tamtych smutków, ani tamtych łez. Wynika to zapewne z jakiegoś irracjonalnego przeświadczenia, że dawniej, za naszej młodości, wszystko na świecie było lepsze i ładniejsze. Zimy bardziej białe, wiosny wcześniejsze, lata upalne, a noce tylko księżycowe. Upływ czasu bowiem to ma do siebie, że skraca perspektywę widzenia i potrafi zmieniać rzeczywistość na kształt naszych o niej wyobrażeń.
Ileż to razy dom zapamiętany w dzieciństwie jako ogromny, niby zamek, albo stary kościół z wieżami do chmur oglądane po latach okazują się nagle nie takie jak dawniej, jakby przez czas naszej nieobecności zmalały lub zapadły w ziemię. Z ludźmi zresztą bywa też podobnie. Kiedyś wielcy, często heroiczni, a potem jacyś zwyczajni, codzienni z laseczką w ręku i co miesięczną emeryturą na poczcie. Być może wynika to wszystko z faktu, że myśmy w międzyczasie wydorośleli, poznali nowych, jeszcze wspanialszych ludzi i zobaczyli inne, jeszcze piękniejsze miejsca na świecie? A może jest to tylko dowód naszych błędnych wyobrażeń o trwaniu i przemijaniu? Kto to dziś wie?
Każde pokolenie ma przecież swoje, jak to mówią teraz młodzi, niezbywalne prawo do własnych przeżyć i związanych z tym wspomnień.
Nasz więc, autorów tej książki, zamiar powrotu w przeszłość nie stanowi tu żadnego wyjątku, zwłaszcza, że młodość przypadła nam w czasach szczególnie trudnych, bywało nawet tragicznych z niewyobrażalną dziś ludzką i materialną biedą.
A mimo to śniegi wtedy rzeczywiście były najbardziej białe, a wiosny najbardziej wiosenne.
I jest to chyba jedyny powód, dla którego wracamy znów do tamtych, bardzo zaprzeszłych już lat.
* * *
Kiedy to było? Chyba gdzieś w roku 2005 a może w 2006 ówczesna przewodnicząca Rady Miasta Jędrzejowa pani doktor Teresa Szwach zaprosiła na święto miasta wszystkich, jej zdaniem najwybitniejszych Jędrzejowian, szczególnie tych, którzy dawno już z naszego miasta wyjechali w świat i tam gdzieś zabłysnęli sukcesami. Zjechały wtedy z różnych stron Kraju rzeczywiście same znakomitości. Wszyscy starsi już panowie, na tak zwanej „zasłużonej emeryturze”, ale wciąż pełni animuszu i życiowego optymizmu. Wymienię ich nazwiska w kolejności alfabetycznej, bo wszyscy byli jednakowo wielcy i zasłużeni dla Polski.
A więc:
dr inżynier Zbigniew Ciałowicz, kiedyś Dyrektor Naczelny Zjednoczenia Budownictwa Wiejskiego a także Kombinatu Budownictwa Miejskiego w Kielcach. Mówią, że połowa współczesnych Kielc to jego dzieło. Dla Jędrzejowa też bardzo zasłużony. Jeszcze wcześniej, bo już w młodości wsławił się jako niezrównany bramkarz naszego „Naprzodu”
dr inżynier, Józef Gierczak, wybitny polski architekt, profesor Politechniki Wrocławskiej. Wykształcił ponad stu architektów w tym kilku tytułami doktorskimi, także na Uniwersytecie Technicznym w Bagdadzie. Jego projekty architektoniczne są nie tylko w różnych miejscach świata, ale w Jędrzejowie również.
Jan Hatys, wybitny historyk i religioznawca z Akademii Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Józef Waldemar Wiejacz, były wiceminister spraw zagranicznych PRL Ambasador Polski we Włoszech i na Malcie. Poprzednio jako dyplomata na placówkach w Turcji, Iranie, Norwegii i USA. Ambasador RP w Finlandii..
Jan Zając, prawnik. Były Prezes Sądu Wojewódzkiego w Kielcach, a już w Polsce Niepodległej Sędzia Trybunału Stanu RP.
dr Andrzej Zajtz, z Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie, że wymienię tylko tych, z którymi w Jędrzejowie się spotkałem.
Ale są jeszcze inni znani w świecie jędrzejowianie, którzy z różnych powodów nie mogli w tamtej uroczystości uczestniczyć, jak choćby prof. dr Henryk Majecki z Uniwersytetu w Białymstoku, prof. Mieczysław Lech, dziekan wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej, Wiesław Kołkiewicz, były dyrektor Kopalni Barytu w Boguszowie – Gorcach. Jerzy Wylądała, główny konstruktor traktorów w Ursusie, Henryk Jach, były komendant Wojewódzki Policji w Gdańsku. Ludwik Pak, wybitny aktor teatralny i filmowy. prof. Teresa Łatkiewicz - Podsiadło z Kielc, Malina Baranówna i Joanna Socha, malarki z Krakowa. Wszystkich ich łączą więzy tego samego pokolenia i lat chyba najtrudniejszych, bo okupacyjnych i tych zaraz powojennych, kiedy do życia brakowało właściwie wszystkiego. No, może jedynie poza młodością i marzeniami.
I to właśnie o nich i o tamtym, naszym Jędrzejowie będzie ta opowieść.
Tylko jak teraz o tym wszystkim napisać? Jak przywołać tamten, zaprzeszły już przecież czas, kiedy słowa inny miały sens, niż mają dziś, inne obowiązywały obyczaje i inne mieliśmy tęsknoty. Nie ma już przecież modnych wtedy ubiorów, ani powiedzonek na czasie. Dzwonki nie dzwonią już przy drzwiach, gdy wchodziło się do sklepu. I nie jeździ się dorożką z Janem Klamką do „Gubałówki” na Kielecką, żeby spotkać kumpli. Gnani wtedy tęsknotami zjeżdżaliśmy z innych miast do naszego Jędrzejowa, najczęściej na święta, albo w przerwach międzysemestralnych. Mówiło się wtedy, że wracamy do domu.
Jakże więc opisać tamten czas, żeby w prawdę naszą można uwierzyć?
Może od początku?